O książce Błażeja Ciarkowskiego "Łódź. Ziemia wymyślona"
(W.A.B. 2024) usłyszałam jesienią, kiedy wyszła i była promowana. Trafiła na listę tytułów, które może bym i przeczytała, gdyby nie inne, które chcę przeczytać bardziej albo wręcz koniecznie. Moja fascynacja Łodzią bierze się oczywiście z "Ziemi obiecanej" Reymonta, a pewnie jeszcze bardziej z jej filmowej wersji nakręconej przez Andrzeja Wajdę. Powieść czytałam dwa razy, oj jak mi się chce sięgnąć po nią po raz trzeci, nie zliczę, ile razy widziałam kinową wersję filmu, a serialową przynajmniej dwa. Byłam w Łodzi raz, tylko kilka godzin, i odtąd miałam ochotę wybrać się tam na jakiś, najlepiej wydłużony, weekend, ale jakoś się nie składało, zawsze wybierałam coś innego. No ale tym razem postanowiłam wreszcie zrealizować swój zamiar i spędzić w Łodzi majówkę. Tak więc książka Błażeja Ciarkowskiego spadła mi jak z nieba - postanowiłam przeczytać ją przed wyjazdem, a do Łodzi zabrać ze sobą "Hotel Savoy" Josepha Rotha, która to powieść kurzy się na mojej półce nie wiem od ilu już lat. Najchętniej wzięłabym "Braci Aszkenazy" Izraela Joszuy Singera, ale jest za gruba, a ebooka brak.Teraz wypada skreślić parę zdań o autorze. Na szczęście nie jest to taki przypadek, którego nie lubię - wydawnictwo zleca reporterce lub reporterowi napisanie książki o mieście, a ona czy on wpada tam na jakiś czas, zbiera materiał i pisze. Nie, Błażej Ciarkowski w Łodzi się urodził, mieszka i pracuje na jednej z uczelni. Jest architektem i ma na swoim koncie kilka książek o tematyce architektonicznej poświęconych swojemu miastu, które go fascynuje, ale na które nie patrzy bezkrytycznie. Być może są to pozycje bardziej naukowe, tego nie wiem. Ta na pewno jest przeznaczona dla szerokiego kręgu odbiorczyń i odbiorców.
Przeczytałam "Łódź. Ziemię wymyśloną" szybko, z dużym zainteresowaniem i na pewno dzięki niej moja wizyta w Łodzi będzie bardziej świadoma. Dołożyłam sobie do tego, co chciałabym w mieście zobaczyć, przynajmniej ze dwa punkty. (Teraz, kiedy szlifuję tę notkę, już dawno z Łodzi wróciłam, pobyt był bardzo udany, a w wędrówkach po mieście towarzyszyły mi echa tej książki.)
Bardzo ciekawa jest sama koncepcja. "Łódź. Ziemia wymyślona" składa się z kilku rozdziałów, z których każdy poświęcony został jakiemuś rejonowi miasta. Pierwszy poświęcony jest okolicom dworca Łódź Fabryczna, ostatni Polesiu. Mamy więc miejsce, od którego kiedyś zaczynało się wizytę w Łodzi, jeśli przyjeżdżało się koleją, potem obszary reprezentacyjne takie jak Piotrkowska czy dzisiejsza Kościuszki, a niegdyś Spacerowa - dziś po dawnym blasku ulicy Kościuszki nie nic zostało - a wreszcie tereny bardziej peryferyjne jak Bałuty czy Polesie, kiedyś wsie, zamieszkiwane przez robotników i wszelkiej maści biedotę oraz szemrane towarzystwo. Każdy rozdział ma taką samą konstrukcję - to wizyta w tym miejscu w wybranych momentach przeszłości, która kończy się już w XXI wieku. Mamy więc jakiś moment, albo nawet dwa, z czasów, kiedy Łódź była częścią imperium rosyjskiego, potem coś z dwudziestolecia międzywojennego, z PRL-u, aby dojść do czasów transformacji i zakończyć, jak wspominałam, w XXI wieku.
Ale jedna data jest wspólna dla każdego rozdziału - ta pierwsza. To rok 1896, kiedy do miasta przyjeżdża na prawie rok ... Władysław Reymont, aby ... zbierać materiały do swojej wielkiej łódzkiej powieści, na którą właśnie podpisał umowę z wydawcą! Tak! Pisarz pojawia się w książce jako R., ale wiadomo przecież, o kogo chodzi. Muszę przyznać, że nie miałam pojęcia, że w taki sposób narodziła się "Ziemia obiecana", nie wiedziałam też, że Reymont Łodzi nie polubił, a im dłużej w niej siedział, tym bardziej chciał z niej uciekać. Za dnia spacerował po mieście, ale najchętniej przesiadywał w kawiarniach i obserwował oraz podsłuchiwał rozmowy toczące się przy sąsiednich stolikach, nocami pisał, co drażniło gospodarza, w którego mieszkaniu się zatrzymał. No cóż, wydawnictwo nie potraktowało pisarza po królewsku, nie wynajęło mu lokum, najpierw waletował w łódzkim oddziale wydawnictwa, a potem pomieszkiwał u znajomych wydawcy lub swoich. Tak narodziła się powieść.
Pozostałe daty też oczywiście nie zostały wybrane przypadkowo - to czas, kiedy coś się w mieście dzieje - na przykład burzliwy okres rewolucji 1905 roku albo budowa w drugiej połowie lat dwudziestych zeszłego wieku nowego łódzkiego modernistycznego osiedla Montwiłła-Mireckiego na Polesiu, w którym mieli zamieszkać robotnicy, ale czynsze okazały się dla nich za wysokie, więc ostatecznie przystań znaleźli tam artyści czy naukowcy, między innymi Władysław Strzemiński i Katarzyna Kobro. (Właśnie to osiedle jest jednym z tych miejsc, które po przeczytaniu książki trafiły na moją listę tego, co chcę w Łodzi zobaczyć. Udało się.) Są to wydarzenia bardzo różnego kalibru - często związane z rozbudową miasta, jego modernizacją, innym razem artystyczne, na przykład kręcenie najpierw "Ziemi obiecanej", a potem ostatniego filmu Wajdy, "Powidoków" poświęconych Władysławowi Strzemińskiemu, ale już nie jego żonie Katarzynie Kobro, która z filmu została wygumkowana, bo zburzyłaby idealny obraz artysty. Autor nie omieszkał tego zauważyć. A czasem bardziej sensacyjne - proces gangstera Ślepego Maksa, który, jak głosiła miejska legenda, okradał bogatych, aby dawać biednym, albo, swego czasu słynna, wypowiedź Bogusława Lindy grającego Władysława Strzemińskiego, że Łódź to miasto meneli.
Ale oprócz wydarzeń związanych z historią miasta, koncepcji jego modernizacji, udanych lub nieudanych, zrealizowanych lub niezrealizowanych, przez całą książkę przewijają się ludzie. To bardzo często architekci, Ignacy (Izaak) Gutman, Hilary Majewski czy Krystyna i Stefan Krygierowie, rodzina fabrykantów Poznańskich, dziennikarz Bolesław Lesman, adwokat Piotr Kon czy fabrykant Oskar Kon (zbieżność nazwisk przypadkowa), pierwszy w wolnej Polsce prezydent Łodzi, dawniej działacz PPS-u, robotnik, rewolucjonista, Aleksy Rżewski i wielu, wielu innych zapisanych na kartach historii. Pojawiają się też niczym niewyróżniający się mieszkańcy, normalsi, po których gdzieś pozostał jakiś ślad. Są wśród nich Polacy, Rosjanie, Niemcy i bardzo wielu Żydów, bo przecież oni i ich tragiczna historia odcisnęła się na historii miasta. Ci najważniejsi wracają w różnych rozdziałach, w różnych momentach swojego życia, a my dowiadujemy się o nich coraz więcej, chociaż nigdy nie jest to pełny życiorys. I tu muszę zwrócić uwagę na to, czego mi brakowało - indeksu postaci, aby łatwo można było wrócić do miejsca, w którym jakaś postać już się na kartach książki pojawiła.
A dlaczego Łódź to zdaniem autora ziemia wymyślona? Bo powstawała chaotycznie wymyślana przez łódzkich fabrykantów, ściągających za pracą robotników, biedaków, ludzi marzących o tym, aby tu się dorobić. Bo ma wiele oblicz, była miastem wielokulturowym, polskim Manchesterem, ziemią obiecaną, miała być powojenną stolicą Polski, a wreszcie miastem kreatywnym przyciągającym ludzi jakąś architektoniczną ikoną na miarę na przykład Muzeum Guggenheima w Bilbao. Ale także dlatego, że stale była i jest wymyślana na nowo - przekształcana, modernizowana, planowana. Piszę planowana, bo wiele z tych planów, także współcześnie, powstało tylko w głowach ich twórców, czasem już nawet na papierze, ale nie zostało zrealizowanych do końca albo, gorzej, zrealizowano je tylko częściowo.
Błażej Ciarkowski swoje miasto kocha, ale potrafi patrzeć na nie krytycznie - na brak spójnej koncepcji, na księżycowe pomysły, które będą dobre dla turystów, ale nie dla zwykłych mieszkańców, którzy marzą o choćby spłachetku zieleni, a nie o architektonicznej ikonie, na rewitalizację przeprowadzaną powierzchownie, byle jak albo tylko w połowie. A jednocześnie zachwyca się tym, co niekoniecznie oczywiste nie tylko dla turystów, ale często także dla mieszkańców. Tym, co zwyczajne, codzienne, pokryte liszajem czasu i brudu, często w powszechnym odczuciu szpetne. Sprawia, że czasem się tej Łodzi boję, a czasem coś mnie do niej ciągnie. Jak będzie, zobaczymy. (Nie było czego się bać. Łódź mnie zafascynowała.)
Na pewno nie jest to książka na miarę "Gdyni obiecanej" Grzegorza Piątka, ale przecież bardzo ciekawa. Nie dostajemy napisanej po bożemu historii miasta, ale rodzaj puzzli z jej przeszłości i współczesności oraz bardzo osobiste spojrzenie na Łódź.